środa, 16 września 2015

Rozdział 3. Octachel

Dzisiaj krótko bo szkołą mnie niedługo zabije ;-;
No to miłego!~

Wstała i leniwie spojrzała na zegarek – 6:03. Spała prawie godzinę. Niezgrabnie wstała i przemyła twarz zimną wodą. Rude loki niechlujnie zaczesała do tyłu. Narzuciła na siebie swoją ulubioną, poplamioną farbami koszulkę i wczorajsze dżinsy. Powoli powlekła się w stronę stołówki żeby coś zjeść. Wchodząc minęła sporą grupkę półbogów. Instynktownie rozejrzała się po Sali szukając kogoś znajomego. No tak. Nie znała tu prawie nikogo. Wbrew swojej woli wodziła wzrokiem po sali wypatrując jasnej czupryny Oktaviana. Skarciła się sama za to w myślach. Dzięki bogom pojawiła się koło niej Reyna.
- Jadłaś już ?– zapytała a Rachel w tej samej chwili poczuła jaki doskwiera jej głód. Pretorka też to chyba zauważyła, bo nie czekając na jej odpowiedź wzięła ją za rękę i dociągnęła do najbliższego stolika. Rachel słyszała już różne pogłoski o Reynie, że bywa niemiła, czasami wręcz arogancka. Ale w jej towarzystwie zachowywała się wyjątkowo przyjaźnie. Może ją polubiła? A może to tylko ze względu na to, że kojarzyła jej się z Percy’m ? Cóż.. nie wiedziała i nie miała czasu o tym pomyśleć bo pojawiła się przed nią szklanka soku wiśniowego. Spróbowała trochę. Rozglądnęła się, siedziała pomiędzy Reyną a jakimś wysokim brunetem o ciemnych oczach. Miał może z 16 lat. Po krótkiej chwili na jej talerzu pojawiły się grzanki. Jej ulubione jedzenie. Gdy już trochę zaspokoiła głód postanowiła przerwać ciszę panującą przy ich stoliku.
- Ekm. Reyna, mogę ci zadać pytanie? – zaczęła niepewnie.
- pewnie, jasne – odparła z kawałkiem kanapki w ustach.
- Czy posiłki są obowiązkowe?
- No. Tak, nie wolno ci nie przyjść. Wszyscy tu są. – odparła, trochę nie rozumiejąc o co jej chodzi.
- To dlaczego nie ma Oktaviana? – zapytała prosto z mostu.
Szatynka zakrztusiła się swoim śniadaniem.
- C-co? Kogo? – dopytywała się, mając za pewnie nadzieje, że się przesłyszała. Ale ruda powtórzyła jeszcze raz to samo pytanie.
- A. Nie. Ma go. On w ogóle nie przychodzi na posiłki.. Wpadnie od czasu do czasu jak nikogo nie ma.. Tak to siedzi u siebie i.. – tu zrobiła przerwę żeby pomyśleć – no i pewnie tam wróży czy coś.. – dokończyła lekko speszona. Nawet jeżeli Rachel była lekko zdenerwowana, zdezorientowana czy chociażby wkurzona tą wiadomością  nie dała tego po sobie znać. Skinęła głową w podziękowaniu za wytłumaczenie i zabrała się za dokończenie posiłku. Jak to go nie ma? – myślała – czy on w ogóle je? Siedziała, myśląc o wszystkim a równocześnie o niczym. Nawet nie zauważył jak większość  obozowiczów się rozeszła i została tylko mała grupka licząca może z 15 osób. Wstała i bez namysłu ruszyła w stronę domku centuriona. Nawet nie wiedziała  po co. A nie, w sumie to nawet wiedziała. Ułożyła sobie w głowie pewien plan. Nie wiedząc dla czego od razu rozpoznała gdzie mieszka blondyn. Ostatni, z lekko podartym tynkiem domek na granicy z lasem. Oddalony od innych. Klimaty typowo horrorowe. Powoli podeszła do drzwi i zapukała. Nic. Zapukała jeszcze raz, głośniej, nachalniej. Nie czekając na zgodę wparowała do mieszkania. Stanęła w pół kroku. Myślała, że jako nie wychodzący z domu odludek będzie miał w domu wielki bałagan, nie zaścielone łóżko i tego typu rzeczy. Normalnie rodem z hollywoodzkich komedii. A tu nie, proszę jakie zaskoczenie. Było wręcz przeciwnie. Wielkie, łóżko stojące pod oknem było idealnie zaścielone zieloną pościelą. Stolik był czysty, w sumie jak wszystko w pokoju. Na półkach widniało kilka książek, szkicownik i ołówek. Szafa była zamknięta, więc Rachel nie widziała jej zawartości. A szczerze mówiąc interesowało ją czy blondyn ma jakieś inne ubrania niż stara, fioletowa koszulka.
- Takie jedno pytanie. Wiesz do czego służą drzwi? – usłyszała na wstępie drwiący głos Oktaviana. Spojrzała i zobaczyła go opierającego się o framugę koło łazienki. Sądziła, że będzie zdenerwowany takim najściem, tym że wpadła do jego domu. A on tylko cicho parsknął i złożył ręce na piersi.
- Po co przyszłaś?
- Cześć, też miło cię widzieć. Miłe powitanie.
- Pokręcił sarkastycznie głową.
- Hej, po co przyszłaś? – odparł naśladując jej głos.
- Zabieram cię na śniadanie. Musisz coś zjeść. – Oznajmiła od razu.
Reakcje jakie dostrzegła w jego oczach nie można było nawet dziwną, raczej śmieszną. Było to zdziwienie pomieszane z rozbawieniem. Wesołe ogniki zatańczyły energicznie w jego oczach. Jak zawsze gdy szykował się do sarkastycznej odpowiedzi.
- Nigdzie nie idę. – odparł i usiadł na skraju łóżka.
- Dlaczego mnie to nie dziwi, że przyszłaś tu w tej sprawie? – powiedział, bardziej do siebie.
Podeszła do niego i stanęła przed łóżkiem. Splotła ręce na piersi. Popatrzyła na nią i poklepał miejsce na materacu koło siebie. Posłała mu ironiczne spojrzenie.
- No co? Nie mogę się pozwolić gdzieś wyciągnąć osobie której prawie nie znam.. Jeszcze się okażesz  seryjnym mordercą albo coś…  - powiedział i uniósł jedną brew w geście oczekiwania.

sobota, 5 września 2015

Rozdział 2. Octachel.

* Drugi rozdział. Od razu mówię, że nie miałam siły sprawdzić błędów ( teraz też mi się nie chce) Więc, jak na jakiś natraficie będzie to jak najbardziej normalne i prawdopodobne*

Na gałęzi ponad nią siedział oparty o pień chłopak. Nie widziała jego twarzy ani ubrań, zauważyła tylko prześwitujący kawałek fioletowego materiału. Gdy lekko się uspokoiła po tym jakże małym „ zawale” zdobyła się na odwagę żeby coś do niego powiedzieć.
- Skoro to jest zakaz numer jeden to dlaczego ma niby nie dotyczyć także ciebie ? - zapytała unosząc lekko głowę. Nie było to najmądrzejsze pytanie jakie mogła zadać w tej sytuacji, ale było jedynym, które przyszło jej w tym momencie do głowy. Szukała wzrokiem jakiegoś fragmentu jego ubrania albo czegoś co zdradziło by jego pozycje. W odpowiedzi usłyszała tylko sarkastyczny śmiech.
- Niech zgadnę.. jesteś z innego obozu, prawda?
- Skąd te przypuszczenia? Nic o mnie nie wiesz.. – odwarknęła pewna siebie.
- Czyżby? – zapytał. A ona mogła się założyć, że uniósł brwi w teatralnym geście. – Jesteś z innego obozu więc jesteś prawdopodobnie greczynką. – Ostatnie słowo wypowiedział nie kryjąc urazy. Nawet się nie postarał żeby zabrzmiało to przyjaźnie. Ton, którym to powiedział mógł równocześnie świadczyć o tym, że właśnie zamordowała mu brata albo spaliła dom. – Jesteś wyrocznią – ciągnął. – Nazywasz się Rachel Elizabeth Dare… masz może z 16 lat i jesteś z okolic Manhattanu. Kontynuować ? – zapytał. Zapewne z satysfakcją.
- Lepiej się ukryj. – dodał już milej. Rachel nie miała pojęcia o czym mówi dopóki nie zauważyła trójki legionistów patrolujących teren. Usłyszała szum skrzydeł nad głową i instynktownie przywarła do pnia.
- Patrol nocny. – wytłumaczył chłopak, jakby to była najzwyklejsza rzecz w świecie.
- Mogę wejść na to hm… drzewo? – czuła się trochę dziwnie pytając o taką rzecz ale miała dziwne wrażenie, że jakby tego nie zrobiła szybko by się z powrotem znalazła na ziemi. Zapewne ze złamaną ręką. Nie usłyszała odpowiedzi. Może dlatego, że jej nie było. Patrol się coraz szybciej zbliżał.
- Mogę wejść na to drzewo ? Oktavianie ? – zapytała śmielej akcentując jego imię. Zauważyła jak drgnął usłyszawszy ostatnie słowo. Znowu cisza. Po chwili z korony wysunęła się niepewnie jego blada dłoń.
- Tylko szybko. – cicho rozkazał. Chwyciła go za rękę i wspięła się po drzewie. Po chwili siedziała na gałęzi oddalonej o ok. 1,5 metra od niego. Tkwili chwilę w milczeniu czekając aż legioniści przejdą.
- Nie przyzwyczajaj się. To, że ci pomogłem to był wyjątek. – odpowiedział chłodno. Spojrzała na niego nieśmiało. Jego blada skóra w świetle księżyca miała odcień kartki papieru. Siedział z jedną nogą podkurczoną pod siebie i patrzył gdzieś w dal. Sprawiał wrażenie nieobecnego. Zapewne już zapomniał, że koło niego siedzi.
- Czy ty w ogóle śpisz ? – zapytała, powoli tracąc pewność siebie. Ale zamiast odpowiedzi spotkało ją ironicznie pokręcenie głową. Zawiodła się. Siedzieli w ciszy przez kilka minut patrząc na gwiazdy. Przynajmniej ona patrzyła. Oktavian był chyba zajęty dokładnym obserwowaniem swoich butów. W końcu zdobyła się na odwagę i zadała dręczące ją pytanie.
- Dlaczego mnie tak nienawidzisz ? Dlaczego tak bardzo nienawidzisz Greków ?
Nie spodziewała się, że odpowie.
- A to są już dwa różne pytania. – odparł patrząc na nią. Przeszedł ją dreszcz.
- Po pierwsze nie mówiłem, że cię nienawidzę. – uśmiechnął się niepewnie. Po chwili kontynuował.
- Jedynym powodem dlaczego budzisz we mnie mieszane uczucia, jest to, że jesteś greczynką.
- Mieszane uczucia?
Ale on jakby nie zwrócił uwagi na jej pytanie i mówił dalej.
- Moje nienawiść do Greków, jest chyba oczywista. Wojny, bitwy grecko-rzymskie. Przelew krwi i odmienne style życia. Inne style walki. Inne poglądy, tradycje. Obawiałem się ich. Obawiałem się kolejnych ataków. Byłem zbyt nieufny. To prawda.. Zaatakowałem wasz obóz, ale wiesz dlaczego ? Chciałem ich chronić – to mówiąc skinął głową w stronę obozu. Chociażby kosztem innych. Musiałem ich chronić, są moją jedyną rodziną.. Wiem, to było samolubne. Tak, popełniam błędy, ale myślisz że, się im do tego przyznam ? Wyśmialiby mnie. Uznali za tchórza, zdrajcę.
- To dlaczego ja wiem? – zapytała.
- Bo to jest rekompensata za atak na wasz obóz. Myślę, że jestem wam winny chociażby wytłumaczenie… - wyjąkał, a ona zobaczyła jak trudności sprawiło mu to wyznanie. W świetle księżyca był uroczy. To nie był już ten sam Oktavian o którym tyle słyszała, ten straszny manipulujący ludźmi rzymianin. Może wojna i jego własne błędy go zmieniły? A może zachowywał się tak tylko w jej obecności ? Ten strach, rozpacz i potrzeba ratunku, te uczucia które tak dobrze znała, chociażby z własnego doświadczenia.. Te, które kiedyś ujrzała w jego oczach, znalazły drogę na zewnątrz i wylały się strumieniami. Uniosła głowę i zrobiła coś co samą ją zdziwiło.
- Nic się nie stało. Każdy popełnia błędy, ale jeżeli masz na tyle odwagi aby się do nich przyznać to co innego. – powiedziała. Spojrzała na księżyc. Co ona plecie? Nic się nie stało ? Tak, pewnie tylko zaatakował jej obóz, jej dom i skazał jej przyjaciół na niebezpieczeństwo. Nic się nie stało. W ogóle. Ale w głębi serca jakoś czuła, że właśnie to powinna powiedzieć. Próbował naprawić swoje błędy. Stał się inny. Ale jednocześnie zaatakował obóz.. Jej wewnętrzne ja kłóciło się samo ze sobą.
- Ale wiesz.. To, że Leo zbombardował Nowy Rzym też nie było jakoś pocieszające.. – Powiedział i cicho się zaśmiał. Pierwszy raz słyszała jego szczery śmiech. Był taki.. czysty, prawdziwy. Oktavian zeskoczył zgrabnie z drzewa i wylądował pod gałęzią na której siedział. Widziała go teraz dokładnie. W świetle księżyca wydawał się jeszcze bardziej tajemniczy. Jego włosy przybrały teraz barwę o pół tonu jaśniejszą niż wcześniej. Były prawie że białe. A dokładniej biało-złote. Wsadził niezgrabnie ręce do kieszeni. Odwrócił głowę w jej kierunku. Mimo, że siedziała między gałęziami, tak że była prawie niewidoczna z ziemi wydawało jej się , że patrzy jej idealnie w oczy.
- Do zobaczenia, Rachel Elizabeth Dare – powiedział i lekko się uśmiechnął. Tym razem w jego głosie nie było słychać aż tak wielkiej odrazy, a przynajmniej nie aż tak wyraźnej. Powoli ruszył do przodu. Patrzyła do niego dopóki nie doszedł do pierwszego pawilonu.
- Do widzenia, Oktavianie. – cicho powiedziała. Zesztywniał. Miała dziwne wrażenie, że się lekko uśmiechnął. Siedziała w miejscy dopóki nie zniknął między domkami. Zeskoczyła, a raczej zsunęła się i ruszyła w stronę swojego pokoju.

czwartek, 3 września 2015

O wszystkim i o niczym czyli o mnie :D

Tak, tak wiem. Czekaliście na nowy rozdział a ja tu wylatuje z mało interesującymi pierdółkami. Cóż, życie nie zawsze jest sprawiedliwe. *buhahha* Ale kolejny rozdział dodam już niedługo (może jeszcze dziś, zależy czy padnę na twarz czy może jeszcze nie..) Ale cóż, nie byłabym sobą nie chwaląc się moimi naklejkami na zeszyt. *typowa ja* Uwierzcie, męczyłam się z tym dobre dwie godziny ;-; musiałam znaleźć dobrą jakość i ogólnie dobre zdjątka, powymazywać napisy i to wydrukować. No i oto efekty. Bardzo mi się podobają :3 * nie, wcale nie jestem za duża na dziecinne naklejki na zeszyt. Nieprawda.* :D Efekty poniżej. Oczywiście najwięcej naklejek mam z Octavianem. Są też inni. ( nie wszystkich lubię .. ale cii, trudno..)

Będę dodawała takie posty od czasu do czasu bo.. tak jakoś mam ochotę. Tak, kreatywny argument.
Spadam pisać dalej bo jak tego nie dodam to już jedna osoba się zadeklarowała, że mnie posieka na kawałki! I jak ja będę wtedy pisać ? No więc..
Ciao!

A to na koniec to mój paciorek robiony w tym roku na Obozie Herosów na Mazurach! Pomalowałam go i teraz go dodam do mojego naszyjnika z kotwicą i trójzębem ^^

niedziela, 30 sierpnia 2015

1 rozdział.Octachel " Zwykły, a może niezwykły dzień?"

I oto jest, pierwszy rozdział. Mam nadzieje, że się wam spodoba. :)
Było zwykłe lipcowe popołudnie. Rachel najzwyczajniej w świecie spacerowała wzdłuż brzegu wsłuchując się w spokojny szum rzeki. Wszystko byłoby jak zawsze gdyby nie fakt, że znajdowała się kilkadziesiąt mil od domu. I oprócz tego, że właśnie przechadzała się po Rzymskim obozie. Tutaj od jej domu różniło się prawie wszystko. Rozmieszczenie i typ budowli. Zabudowania. Jednym słowem architektura rzymska była prawie że przeciwieństwem greckiej. Jedyne co pozostawało nie zmienne to lokatorzy. Co chwilę mijała choć kilku chłopców czy dziewcząt którzy spoglądali na nią spod łba jakby była co najmniej kosmitką. Większość była miła. Mogli być w podobnym wieku jak ona sama. Nie licząc kilku rodzin z małymi dziećmi zamieszkujących pobliskie domki. Z rozmyślań wyrwał ją głos Reyny, która właśnie objaśniała jej cały rozkład obozu. Pokazała jej już w sumie wszystko. Teraz tłumaczyła zasady.
- Właściwie to jest tylko jedno główne, bardzo ważne prawo. Nie wolno wychodzić z domku po ogłoszeniu ciszy nocnej. Pod żadnym pozorem. Resztę wyjaśnią ci inni. Kolacja jest za chwilę więc-.. – w tym momencie przerwała zauważywszy chłopaka nadchodzącego z naprzeciwka. Był inny to było widać od razu. Wszyscy uśmiechnięci rzymianie umykali mu z drogi tracąc uśmiech. Szedł z rękami wsuniętymi w kieszenie i ze spuszczoną głową. Wyglądał jakby szedł na skazanie. Rachel dopiero po chwili widziała go wyraźniej. Był wysokim, chudym blondynem z wielkim grymasem, a może smutkiem aż jarzącym od jego twarzy. Przypomniała sobie co mówili o nim pozostali. Że jest inny, dziwny a nawet nieprzewidywalny. Żeby na niego uważała. Pretorka jej powiedziała, że po wojnie się zmienił jeszcze bardziej. Że stał się jeszcze bardziej tajemniczy. Podobno nie wychodził z domu, nie jadł z innymi. O czym mogły idealnie świadczyć jego lekko zapadnięte policzki czy przygaszony wzrok. Miał cienie pod oczami. Może od nieprzespanych nocy ? Albo od płaczu. A jego oczy.. o bogowie jego oczy. Były błękitno niebieskie co idealnie pasowało do jego jasnych, potarganych włosów. Spojrzał na Reyne a ta nerwowo się wyprostowała i napięła mięsnie jak drapieżnik gotowy do skoku. Jego oczy były przepełnione nienawiścią i żądzą mordu. Nie zareagował patrząc na zaciśnięte z nienawiści usta pretorki. Spokojnie przeniósł wzrok na Rachel a ona dostrzegła w jego oczach strach i niepewność a może i nawet rozpacz jak u osaczonego zwierzęcia ? Po chwili na miejsce tych uczuć znów wrócił gniew. Spojrzał do tyłu na pozostałych rzymian przypatrujących się temu wydarzeniu. Nikt nie dostrzegł u niego tego załamania, tej rozpaczliwej potrzeby ratunku. Czy oni są ślepi ? Nie widzą jego cierpienia ? Uwolniła się od jego wzroku i spojrzała na jego ubranie. Stara, przetarta, fioletowa bluzka z zamazanym napisem i wypłowiałe dżinsy. U pasa zwisał mu sztylet z cesarskiego złota i … pluszowy miś. Rachel stłumiła śmiech. Po chwili gdy uświadomiła sobie do końca kim on jest nabrała powagi. To on. To Octavian. Ten o którym jej mówili. Ten od którego miała trzymać się z daleka, którego miała unikać. A teraz przed nim stała. I patrzyła w te hipnotyzujące, błękitne oczy. Otrząsła się gdy Reyna wymieniła z nim kilka słów po łacinie. Gdy przemawiała było słychać w jej głosie odrazę i złość. Zaś on przemawiał głosem przepełnionym zwątpieniem i brakiem chęci do życia. Mówił tak, jakby recytował jakąś ewidentnie nudną formułkę.  Pretorka ruszyła do przodu a chłopak poszedł w przeciwnym kierunku wymijając Rachel. Stała chwile nie ruchomo po czym poszła w ślady Reyny. Odwróciła się i spojrzała do tyłu na blondyna. Mógł mieć może z osiemnaście lat.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siedziała na łóżku i myślała o tym czego się dowiedziała a raczej tego co zrozumiała. Z rozmowy Reyna i Octaviana wywnioskowała, że rozmawiali o niej. O tym, że jest nowa, jest śmiertelniczką i co najgorsze greczynką. Obozy już się pogodziły i nawet wysyłają od czasu do czasu herosów „na wymianę” żeby zobaczyli jak funkcjonuje drugi obóz. Choć niektórzy dalej uważają, że to zwiadowcy, donoszący o różnych sprawach. Ale tak nie było. Większość półbogów żyła w zgodzie ale zawsze trafiła się grupka nieufnych. Czuła od czasu do czasu ta napiętą atmosferę między innymi a nią. Leżała na łóżku i patrzyła w sufit. Głowę położyła na skrzyżowanych rękach. Cała jej torba była pod łóżkiem, nawet nie tknięta. Nie miała siły się rozpakować. Spojrzała na zegarek. Była już prawie druga nad ranem. A ona nie mogła spać. Wstała i po cichu wymknęła się oknem. „ Zasada numer jeden złamana. Można wykreślić” – pomyślała. Wiedziała, że rzymianie bardzo surowo strzegą zasad więc wątpiła, a nawet była pewna, że nikogo nie spotka w nocy. Bogowie, nawet nie wiedziała jak się myli. Skierowała się w stronę plaży nad rzeką co chwilę nerwowo szukając jakiś postaci dookoła. Nikogo nie było. Chciała pobyć sama, pomyśleć. Podeszła i oparła się plecami o najbliższe drzewo. Usiadła kładąc głowę na podkurczone kolana. Siedziała tak z dobre parę minut.
- Wiesz, że to jest zakaz numer jeden? Wychodzenie nocą? – jakieś trzy metry nad sobą usłyszała zimny głos. Jej krzyk obudziłby zapewne cały obóz, ale zdążyła zakryć usta ręką.

Prolog. Czyli co, gdzie i jak ?

 Nie za bardzo wiem od czego zacząć, więc nie zdziwcie się jak będzie to napisane bardzo chaotycznie. No ale cóż, postaram się wyjaśnić jak najwięcej. Zaczynając od początku:
Nazywam się Zuza i będę prowadziła tego oto bloga o tematyce mitologicznej oraz powiązanej z książkami i twórczością Ricka Riordana. Nie lubisz mitów, starożytnych bogów, nie interesujesz się greką czy łaciną ? Nie przepadasz za tym ? Więc na wstępie powiem ci tylko jedno - to nie miejsce dla ciebie, śmiertelniku. Jeżeli pojawiłeś się tu tylko po to by poczytać historyjki albo zrządzenie losu Cię tu sprowadziło to lepiej od razu zamknij tą stronę. I nie otwieraj ponownie. Ale jeśli jesteś "taki jak ja" jeśli jesteś półbogiem, kochasz twórczość R. Riordana, i jesteś wręcz przeciwieństwem typu ludzi wymienionych wcześniej to właśnie Ciebie poszukuje. Więc, zacznę od nowa.
Nazywam się Zuza i jestem córką Posejdona z błogosławieństwem Ateny. Jestem półbogiem. Na blogu będę zamieszczać opowiadania opisujące losy dwójki nastolatków różniących się od siebie prawie wszystkim. Czyli będzie tu o nietypowej przyjaźni.. a może miłości? Nie wiadomo. Główni bohaterowie to Octavian i Rachel. Chciałam zaznaczyć, że to mój pierwszy blog i pierwszy raz publikuje swoje opowiadania. * Wcale nie zostałam prawie że zmuszona do założenia bloga* No ale cóż.. Postaram się was zadowolić. Może jeszcze dodam coś o mnie. Jestem Herosem, Potterhead, Otaku i co najważniejsze jestem książkoholiczką. Kocham pływać i jeździć konno. Mam własnego konia. I nie, nie jestem córką Posejdona bo "Percy" po prostu kocham pływać, mam niebieskie oczy ( a według mnie oczy są odzwierciedleniem duszy), moim ulubionym kolorem jest niebieski i moją pasją jest jazda konna a jak wiadomo to właśnie Posejdon stworzył konie. Cóż tyle o mnie..

Jeżeli dotrwaliście do końca macie u mnie punkt !